środa, 23 czerwca 2010

Większa i mniejsza połowa.

Trawka na trawniku radośnie sobie rośnie, a wraz z nią sporo innych produktów matki natury. Między igiełkami trawy bujnie wyrasta nam skrzyp polny, perz i szczaw, czyli roślinki które są wrzodem na... khm... utrapieniem każdego kandydata na posiadacza ślicznej, prawie angielskiej, murawy. Na szczęście dzisiejsza agrochemia dysponuje herbicydami selektywnymi, które niszczą dwuliścienne zostawiając jednoliścienne w spokoju. Ale to w swoim czasie.
Drewno, które do niedawna zalegało działkę sąsiada już porąbane sobie schnie na przygotowanych konstrukcjach. Niestety drewutnia prawdopodobnie będzie musiała poczekać na następny sezon.
W tym stanie szczęścia, spokoju jednak pojawiła się rysa. I to, co by nie mówić, na własne życzenie. Mądre przysłowie mówi, że dwa razy do tej rzeki wejść nie można. Teraz nauczyliśmy się, że nawet jeśli można, to przenigdy w świecie nie powinno się tego robić. Otóż pan, który nie poradził sobie z naszymi klinkierowymi przyporami był wcześniej umówiony na zrobienie podmurówki i słupków na ogrodzenie przed domem. Nawet umówiłem jego i jego ekipę z metaloplastykami w celu ustalenia szczegółów. Zapewnieniom, że wszystko jasne nie było końca. I tak, pod przęsłami ogrodzenia miała się zmieścić jedna cegła klinkierowa. Niestety słupki zostały osadzone na takiej głębokości/wysokości, że problem układania klinkieru się rozwiązał :( Nie będzie go tam. Po drugie, umiejętność podzielenia odcinka między dwoma słupkami na dwa i wstawienie w tym miejscu kolejnego to temat na pracę doktorską w dziedzinie matematyki, więc naturalnym jest, że zwykły budowlaniec nie jest w stanie sobie z tym poradzić. Tak więc połówki pomiędzy dwoma słupkami mamy większe i mniejsze. Nawet o 13cm. Metaloplastycy powiedzieli, że jakoś z tego wybrną i nie powinno być tego widać. A ja, naiwny, chciałem być dobrym człowiekiem i dać ludziom się zrehabilitować za schrzanioną inną robotę. A powinienem za pierwszym razem przynajmniej jakimś kijaszkiem pogonić... I dorzucić jakieś przekleństwo na pożegnanie...



środa, 9 czerwca 2010

Zieleniejemy...

Ze złości, bo pan od klinkierowania przypór i słupów poradził sobie nie bardzo i nie widzę perspektyw na to, że po poprawce słup i przypory wyglądałyby lepiej. Po prostu robota została odwalona. Podjęliśmy decyzję o zdjęciu wszystkich płyte a co będzie w zamian jeszcze nie zadecydowaliśmy. Zieleniejemy też sensu stricte ;) Prace rozrzucania ziemi zakończyliśmy w zeszły czwartek. A skoro ziemia była na swoim miejscu można było się zabrać do wysiewania trawy. Był to mój pierwszy siew trawy w życiu, wspomagany dość mocnym wiatrem. Trzeba było zastosować technikę, która zapobiegłaby rozwiewaniu ziaren poza obszar, który nas interesował, czyli siew z pozycji kucania i bez mała natychmiastowe zagrabianie ziemi z ziarnami. Dwie paki po 5kg poszły w mgnieniu oka, ale dało się pokryć ziarnami cały teren trawnika. Teraz pozostało to wszystko podlać i modlić się, żeby nie było dużego deszczu. Jednego dnia trochę mnie przestraszył serwis meteo.pl, który prognozował z wtorku na środę opad o wielkości >20mm/h co odpowiada wartości min. 20l wody na m2 w ciągu godziny. Przy takim opadzie moglibyśmy ziarenka zebrać z jednej kupki w najniższym miejscu naszej działki. Na szczęście okazało się, że był jakiś problem z prognozami i coś im się źle policzyło. Opad był, ale znacznie, znacznie mniejszy ;) Po sześciu dniach niepewności "wzejdzie - nie wzejdzie" naszym oczom ukazał się następujący widok...

wtorek, 1 czerwca 2010

Wodny świat

Od kilku lat w telewizorze panuje moda na programy taneczne. Tańczą profesjonaliści, gwiazdy, amatorzy i ludzie utalentowani w tym kierunku (do jednej osoby można przyporządkowywać po kilka powyższych epitetów ;) ). I, chociaż jestem kompletnym antyfanem tych programów, generalnie niech sobie tam tańczą poza jednym aspektem tej sprawy - niech Ci ludzie w końcu przestaną wykonywać tańce deszczu! Bo tego co się dzieje w temacie "opady atmosferyczne 2010", inaczej wytłumaczyć się chyba nie da. W niedzielę planowaliśmy skończyć rozrzucanie ziemi żyznej po obrysie planowanego trawnika. Nie przeszkadzał nam nawet lecący z nieba przelotny kapuśniaczek. I bylibyśmy skończyli, gdyby nasza działeczka przez jakieś pół godziny nie znalazła się wewnątrz akwarium z wodą. Innych słów na tę sytuację nie znajduję ;) To była ściana, ściana płaczu. Co prawda ziemia leży na swoim miejscu (no może poza małymi wyjątkami) ale jej czerń mocno zubożała. Na ziemi widać miejsca, którymi nadmiar wody uchodził z naszej działki, a czarne produkty procesów gnilnych zbiły się w małe placyki. Wygląda to raczej mało uroczo. Oczywiście powodów do zmartwień nie ma, trawka na tym i tak urośnie. Ewentualnie będę musiał mocniej się o to postarać. Nasiona trawy już z niecierpliwością czekają w workach w garażu na rozpierzchnięcie się po działeczce. Pozostało tylko dokończyć rozrzucanie ziemi i siew... A potem tylko nasłuchiwać jak rośnie...