niedziela, 12 września 2010

A miał ich wszystkich sto sześćdziesiąt dziewięć.

Żyjemy i czujemy się świetnie :) Ostatnia przerwa we wpisach to wynik tylko i wyłącznie słodkiego lenistwa w tym temacie ;) Trochę zmian nastąpiło ale skupiliśmy się nad ogrodem. Trawa już na dobre się rozmościła na naszym ogrodzie, choć w kilku miejscach trzeba będzie ją delikatnie dosiać. Częściowo wkopaliśmy folię ogrodniczą, która ma za zadanie uformować nasz trawnik. Wokół naszej działeczki zasadziliśmy żywotniki szmaragdy, łącznie 165 sztuk, a przydałoby się jeszcze jakieś 6 sztuk. Mamy nadzieję, że się przyjmą i będą rosły ku naszej uciesze i większej prywatności ;) Oprócz tego przed domem zamieszkali dwaj strażnicy (wg. feng-shui) w postaci świerka kłującego, obok domu wierzba szczepiona na pniu a za domem, za skalniakiem kosodrzewina, którą mamy zamiar formować jak bonsai. No i jeszcze kilka innych roślinek, które mają za zadanie zakrzewić nam rabaty. Mamy już też pomysł na to, jak będzie wyglądał przód, ale na razie nie będę tego zdradzał. Pojawiło się u nas prawie całe ogrodzenie. Prawie, bo została do zamontowania furtka i brama, które miały być najpóźniej już w zeszły czwartek. Ale znowu coś nie wyszło. Jeśli chodzi o zaplanowane prace, których nie udało się nam zrobić to obtynkowanie przypór i podmurówki. Co prawda mam plan, żeby przykleić siatkę zbrojącą na podmurówce jeszcze w tym roku, ale plany się nam zmieniają kilka razy w tygodniu ;) A tak to wygląda obecnie:








poniedziałek, 2 sierpnia 2010

I po urlopie.

Trzy tygodnie urlopu jak z bicza strzeliły. W tym czasie, poza odpoczywaniem, udało mi się ściągnąć źle położony klinkier i wyrównać przypory i słupy pod tynk mozaikowy. Co prawda ostatecznej decyzji co do koloru jeszcze nie podjęliśmy, ale w tym miesiącu będziemy musieli się ostatecznie zdecydować. Podmurówkę prawdopodobnie też obłożymy tynkiem mozaikowym, ale w innym kolorze niż przypory. W najbliższych dniach zamierzam zrobić zdjęcie budynku i jako tako w jakimś programie graficznym podobierać kolory tych elementów. Do końca sierpnia też metaloplastycy zobowiązali się zakończyć sprawę ogrodzenia kutego, a na dniach będę rozmawiał z ogrodnikiem o brakującej części ogrodzenia od strony uliczki wewnętrznej. Też chcemy to zrobić w tym roku. W związku z tym, że drzewka sadzi się jesienią, zaczęliśmy się nieśmiało rozglądać za jakimiś żywotnikami. Według obliczeń będziemy potrzebować ich 150 sztuk wokół ogrodzenia siatkowego (mogą być mniejsze) oraz jakieś 10 sztuk (tu chcemy od początku większe) przy ogrodzeniu kutym. Mamy parcie na to, żeby zrobić to w tym roku, bo resztę rzeczy można zrobić później a drzewka spokojnie będą sobie rosły. W końcu znalazłem chęci do tego, żeby dokończyć cokół przy kominku. Zostało położenie czegoś kamiennego wokół drzwiczek kominka i będzie można już go pomalować na gotowo. W małej łazieneczce pod schodami dorzuciłem kafelki przy umywalce. Pozwoli to na łatwiejsze utrzymanie czystości w tym miejscu. Farba łazienkowa, którą można myć nie sprawdziła się w tym miejscu. W ubikacji tej muszę zrobić jeszcze tylko cokoły przy podłodze, zawiesić lustro i kinkiecik nad umywalką. Do końca miesiąca powinno mi się to udać. Trawa zmierza do stanu docelowego, chodzi się po niej już jak po dywaniku a w miejscach, gdzie nie chciała do tej pory wyrosnąć wczoraj zrobiłem dosiewki. Wykorzystałem fakt, że zapowiadany tydzień ma być nieco chłodniejszy i mniej suchy co sprzyja wzrostowi trawy. Do następnego...

sobota, 10 lipca 2010

Poranny zaklinacz węży ogrodowych.

Od ostatniego wpisu raczej niewiele się zmieniło. Mieliśmy poznać początkowy efekt pracy panów metaloplastyków, ale coś im się obsunęły terminy i musimy jeszcze poczekać. Praktycznie wiemy już jak wykończymy nasze przypory, murek od ogrodzenia i cokół pod elewacją budynku. Zastosujemy tynk mozaikowy będący mieszanką żywicy i drobnych kuleczek w różnych kolorach. Co prawda koloru jeszcze nie dobraliśmy, ale to kwestia kilku chwil ;) Teraz przygotowuję podłoże pod położenie tego tynku, bo musi być ono dość dobrze wyrównane. Na trawniku mamy dwa rodzaje zmian: zmiany szybkie i zmiany wolne ;) Do zmian szybkich zaliczamy przyrost dwuliściennych, czyli wszelkiej roślinności niepożądanej, do tej drugiej grupy przyrost wiechlin. Tak czy inaczej w przyszłym tygodniu wybieram się na zakup kosiarki i przeprowadzę pierwsze koszenie. Oczywiście posiadanie trawnika to nie tylko przyjemność chodzenia na boso po zielonej murawie. Są jeszcze obowiązki. Jednym z nich jest podlewanie, a niestety z powodu suszy wprowadzono zakaz podlewania w godzinach 6-10 i 16-23 :| Tak więc wstaję o 4:30 i zaczynam zabawę z wężami ogrodowymi ;)

środa, 23 czerwca 2010

Większa i mniejsza połowa.

Trawka na trawniku radośnie sobie rośnie, a wraz z nią sporo innych produktów matki natury. Między igiełkami trawy bujnie wyrasta nam skrzyp polny, perz i szczaw, czyli roślinki które są wrzodem na... khm... utrapieniem każdego kandydata na posiadacza ślicznej, prawie angielskiej, murawy. Na szczęście dzisiejsza agrochemia dysponuje herbicydami selektywnymi, które niszczą dwuliścienne zostawiając jednoliścienne w spokoju. Ale to w swoim czasie.
Drewno, które do niedawna zalegało działkę sąsiada już porąbane sobie schnie na przygotowanych konstrukcjach. Niestety drewutnia prawdopodobnie będzie musiała poczekać na następny sezon.
W tym stanie szczęścia, spokoju jednak pojawiła się rysa. I to, co by nie mówić, na własne życzenie. Mądre przysłowie mówi, że dwa razy do tej rzeki wejść nie można. Teraz nauczyliśmy się, że nawet jeśli można, to przenigdy w świecie nie powinno się tego robić. Otóż pan, który nie poradził sobie z naszymi klinkierowymi przyporami był wcześniej umówiony na zrobienie podmurówki i słupków na ogrodzenie przed domem. Nawet umówiłem jego i jego ekipę z metaloplastykami w celu ustalenia szczegółów. Zapewnieniom, że wszystko jasne nie było końca. I tak, pod przęsłami ogrodzenia miała się zmieścić jedna cegła klinkierowa. Niestety słupki zostały osadzone na takiej głębokości/wysokości, że problem układania klinkieru się rozwiązał :( Nie będzie go tam. Po drugie, umiejętność podzielenia odcinka między dwoma słupkami na dwa i wstawienie w tym miejscu kolejnego to temat na pracę doktorską w dziedzinie matematyki, więc naturalnym jest, że zwykły budowlaniec nie jest w stanie sobie z tym poradzić. Tak więc połówki pomiędzy dwoma słupkami mamy większe i mniejsze. Nawet o 13cm. Metaloplastycy powiedzieli, że jakoś z tego wybrną i nie powinno być tego widać. A ja, naiwny, chciałem być dobrym człowiekiem i dać ludziom się zrehabilitować za schrzanioną inną robotę. A powinienem za pierwszym razem przynajmniej jakimś kijaszkiem pogonić... I dorzucić jakieś przekleństwo na pożegnanie...



środa, 9 czerwca 2010

Zieleniejemy...

Ze złości, bo pan od klinkierowania przypór i słupów poradził sobie nie bardzo i nie widzę perspektyw na to, że po poprawce słup i przypory wyglądałyby lepiej. Po prostu robota została odwalona. Podjęliśmy decyzję o zdjęciu wszystkich płyte a co będzie w zamian jeszcze nie zadecydowaliśmy. Zieleniejemy też sensu stricte ;) Prace rozrzucania ziemi zakończyliśmy w zeszły czwartek. A skoro ziemia była na swoim miejscu można było się zabrać do wysiewania trawy. Był to mój pierwszy siew trawy w życiu, wspomagany dość mocnym wiatrem. Trzeba było zastosować technikę, która zapobiegłaby rozwiewaniu ziaren poza obszar, który nas interesował, czyli siew z pozycji kucania i bez mała natychmiastowe zagrabianie ziemi z ziarnami. Dwie paki po 5kg poszły w mgnieniu oka, ale dało się pokryć ziarnami cały teren trawnika. Teraz pozostało to wszystko podlać i modlić się, żeby nie było dużego deszczu. Jednego dnia trochę mnie przestraszył serwis meteo.pl, który prognozował z wtorku na środę opad o wielkości >20mm/h co odpowiada wartości min. 20l wody na m2 w ciągu godziny. Przy takim opadzie moglibyśmy ziarenka zebrać z jednej kupki w najniższym miejscu naszej działki. Na szczęście okazało się, że był jakiś problem z prognozami i coś im się źle policzyło. Opad był, ale znacznie, znacznie mniejszy ;) Po sześciu dniach niepewności "wzejdzie - nie wzejdzie" naszym oczom ukazał się następujący widok...

wtorek, 1 czerwca 2010

Wodny świat

Od kilku lat w telewizorze panuje moda na programy taneczne. Tańczą profesjonaliści, gwiazdy, amatorzy i ludzie utalentowani w tym kierunku (do jednej osoby można przyporządkowywać po kilka powyższych epitetów ;) ). I, chociaż jestem kompletnym antyfanem tych programów, generalnie niech sobie tam tańczą poza jednym aspektem tej sprawy - niech Ci ludzie w końcu przestaną wykonywać tańce deszczu! Bo tego co się dzieje w temacie "opady atmosferyczne 2010", inaczej wytłumaczyć się chyba nie da. W niedzielę planowaliśmy skończyć rozrzucanie ziemi żyznej po obrysie planowanego trawnika. Nie przeszkadzał nam nawet lecący z nieba przelotny kapuśniaczek. I bylibyśmy skończyli, gdyby nasza działeczka przez jakieś pół godziny nie znalazła się wewnątrz akwarium z wodą. Innych słów na tę sytuację nie znajduję ;) To była ściana, ściana płaczu. Co prawda ziemia leży na swoim miejscu (no może poza małymi wyjątkami) ale jej czerń mocno zubożała. Na ziemi widać miejsca, którymi nadmiar wody uchodził z naszej działki, a czarne produkty procesów gnilnych zbiły się w małe placyki. Wygląda to raczej mało uroczo. Oczywiście powodów do zmartwień nie ma, trawka na tym i tak urośnie. Ewentualnie będę musiał mocniej się o to postarać. Nasiona trawy już z niecierpliwością czekają w workach w garażu na rozpierzchnięcie się po działeczce. Pozostało tylko dokończyć rozrzucanie ziemi i siew... A potem tylko nasłuchiwać jak rośnie...

czwartek, 27 maja 2010

Dni ziemi.

Deszczowa pogoda w ostatnich dniach pokrzyżowała mi trochę szyki. Po pierwsze, nie udało się dokończyć panu od przypór klejenia klinkieru. Po drugie miałem nadzieję na szybsze skończenie równania terenu, gdyż chciałbym zdążyć z trawnikiem przed mocnymi upałami. Równanie terenu udało mi się dokończyć dopiero w ten weekend. Jestem już też po ocenach p. Tomasza - ogrodnika, który rzucił swoim, fachowym okiem na moje wypociny. Pochwalę się tu zupełnie nieskromnie, że według niego robota została wykonana profesjonalnie :) Wczoraj można było przystąpić do kolejnego etapu, czyli nawiezienia kilkucentymetrowej warstwy czarnoziemu na uprzednio przygotowane podłoże. Transport ok. 18t ziemii udało się zorganizować błyskawicznie, jeden telefon w okolicy południa, krótka aczkolwiek konkretna rozmowa z panem ziemianinem i krótko po 17 dwie hałdki ziemii były już moją własnością. Teraz zostało ją tylko rozprowadzić po terenie według wcześniej narysowanego schematu przez ogrodnika. Zgodnie z powiedzonkiem, że takich trzech jak nas dwoje to nie ma ani jednego, zabraliśmy się z małżonką za rozwożenie ziemii po naszym podwórku. Kawałek który widać na zdjęciach to niecała godzinka pracy, więc jak tylko pogoda dopisze, a ilość tej ziemii będzie wystarczająca, sianie trawy w weekend jest jak najbardziej realne ;)

niedziela, 9 maja 2010

Rolingstonsi

Podczas naszej ostatniej rozmowy z ogrodnikiem, który nam robił część ogrodzenia ale i doradza w zakresie zagospodarowania terenu zmobilizował mnie do założenia trawnika jeszcze przed latem. Teren, który co prawda wygląda na dość równy w istocie takim nie jest i przed nawiezieniem ziemi żyznej trzeba go sprawnie wyrównać. W miejscach, gdzie budowlańcy zrzucali piasek płukany trzeba było go wymienić na grunt rodzimy. Tak więc ostatnie dni mocniej zaprzyjaźniłem się ze szpadelkiem, taczką i grabkami. Nie przeszkadzają mi nawet ostatnio, okazyjne odwiedziny przelotnych opadów deszczu. Praca strasznie męcząca nie jest, aczkolwiek zajmuje centralne miejsce w zbiorze prac mozolnych. Chyba idę w dobrym kierunku, bo jeden z sąsiadów (mający całą operację przed sobą) przyrównał powierzchnię gruntu do stolnicy ;) Zobaczymy jeszcze co na ten temat powie ogrodnik. Może dostanę jakąś trójkę z plusem ;) W międzyczasie pojawił się chętny człowiek, do wyłożenia przypór i słupa klinkierem. Jego oferta, nie dość, że jedyna to okazała się całkiem niezła, więc wygrał przetarg i w wolnej chwili wpada upiększać nasze "piramidki".
Jakiś czas temu, gdy na naszą działkę przyjeżdżała ziemia, poprosiłem koparkowego, żeby przeniósł jeden z głazów przed dom. Zadanie wykonał celująco. Tzn. wycelował ale nie w to miejsce, o które mi chodziło a że mnie podczas tej operacji nie było, poprawić się nie dało ;) Podczas równania terenu wpadłem na pomysł, żeby tylko spróbować, czy owego kamyczka nie da się przesunąć tak metr, półtora w stronę domu. Wtedy byłby w tym miejscu, gdzie chciałem go od początku. Zadanie, na pierwszy rzut oka wydawało się niewykonalne, ale jak powiedział kiedyś Archimedes "dajcie mi punkt podparcia a poruszę Ziemię". Uzbroiliśmy się z małżonką w dwie kłody, kamień większy i dwa mniejsze i podjęliśmy próbę. Na nasze nieszczęście kamień drgnął. Nieszczęście, bo gdyby nie drgnął to zostawilibyśmy go w spokoju i zamówili jakąś koparkę. Po jakiejś godzince prób głaz leżał już na plecach, a stąd już tylko chwilka i ów przewrócił się znów płaską podstawą na ziemię. Potem wyrównaliśmy teren i oddaliśmy się totalnemu relaksowi.




środa, 21 kwietnia 2010

Drwal, ale nie blaszany.

Przerwa świąteczna, początkowo planowana na jeden weekend przeciągnęła się nam na kolejne dwa weekendy. Nie oznaczało to bynajmniej braku jakichkolwiek postępów w/wokół domu. Od tego czasu wzbogaciliśmy się o nowe ogrodzenie pomiędzy nami a sąsiadami (połowa obwodu działki). Jest to zwykła siatka zgrzewana zamocowana na słupkach bez podmurówki. Dlaczego bez? Otóż ogrodnik przekonywał nas, że podmurówka pomiędzy działkami nie jest wskazana. Zwłaszcza gdy przy siatce zrobimy nasadzenia (korzenie, rozrost, itp). Drugim powodem był czynnik finansowy. Podmurówka zwiększyłaby wymagany budżet praktycznie dwukrotnie. Tym bardziej, że jak pokazała praktyka u sąsiada, rzeczony element konstrukcyjny kompletnie nie zapobiegł przedostawaniu się kretów na jego działkę. I tak musi zastosować przeciw nim siatkę. A jeśli nie widać różnicy... ;) Poza tym na zewnątrz domu w końcu pojawiła się, długo naszej progeniturze obiecywana, huśtawka oraz niewielki skalniaczek, który chyba jednak jeszcze zmienimy. Huśtawka już przeszła najważniejszy z atestów, wykonany przez grupkę kilkorga dzieci korzystających z niej w jednym czasie. Udało mi się też przyciąć kafelki na podstawę obudowy kominka, teraz trzeba znaleźć odrobinę czasu na ich przyklejenie ;) Może nawet będzie to dzisiaj. Ostatniego weekendu zabrałem się też za pocięcie drewna. Zważając na fakt, że wcześniej nigdy nie bawiłem się piłą łańcuchową miałem pewną tremę. Nie zmniejszyły jej także wcześniejsze obejrzenie dwóch filmów instruktażowych, czyli "Teksańska masakra piłą mechaniczną" i "Hollywood Chainsaw Hookers". Miałem jeszcze krótkie szkolenie, przeprowadzone przez sąsiada, właściciela wyżej wymienionego narzędzia, ale i ono nie dodało mi otuchy. Dopiero pierwsze cięcia przekonały mnie o tym, że zawód mini-drwala, wcale taki straszny nie jest, jakby to mogło się wydawać. Nawet po skończonej pracy liczba rąk i nóg zgadzała się z tą, sprzed rozpoczęcia prac. Przez jeden dzień udało mi się pociąć 2/3 drewna. Zostało jeszcze 1/3 a potem porąbanie na mniejsze szczapki. Powoli przymierzam się też do założenia trawnika i zbudowania drewutni na to nasze drewienko. No i jakieś kafle na tarasie by się przydały... Fotki wrzucę niebawem ;)

wtorek, 30 marca 2010

Rycerze miewali grube tarcze...

Od jakiegoś czasu czekaliśmy na lepsze temperatury, aby zaprosić speców od posadzek na nasz taras. Gdy już takie temperatury nastały panowie realizowali kolejkę takich samych jak my nieszczęśników. No i w końcu udało się. Nasz taras jest równiuteńki i nawet ma spadek we właściwą stronę ;) Podobnie z kawałkiem podłogi przed drzwiami wejściowymi. Czyli kolejne zadanie "do zrobienia" możemy odhaczyć.
Również wczoraj dojechało do nas kupione 8m dębu. Na razie zrzuciliśmy je na działkę zaprzyjaźnionego sąsiada, który na razie nie startuje z budową. Gdy jeszcze nie widziałem grubości tych szczapek drewna pomyślałem, że przeniosę je sobie z czasem. Na próbę wziąłem jeden kawałek, taki nienajwiększy i... w tym momencie wszystkie dobre pomysły przenoszenia drewna wyrzuciłem z głowy. I jeszcze dla pewności przykryłem okolicznym sianem, aby przypadkiem znowu na nie nie wpaść. Teraz czeka mnie zabawa w drwala tudzież realizacja projektu o wdzięcznej nazwie "zachodniopomorska masakra piłą mechaniczną".
No i wreszczie sprawa kafelek przy kominku a właściwie maszyny do ich cięcia. Swego czasu, oryginalna tarcza w takiej maszynie zasłużyła na wieczny odpoczynek. Zarzuciłem więc tobołek na ramię i ruszyłem przez góry i lasy do marketu budowlanego, aby nabyć nową. Oczywiście znałem wszelkie średnice i inne parametry. Co więcej, po krótkiej, aczkolwiek treściwej rozmowie ze sprzedawcą, który wytłumaczy wszystko każdemu, wziąłem nawet nienajgorszą tarczę z tym samym logo co całe ustrojstwo. Powrót, szybki montaż, cięcie kafli i... klops. Tarcza okazała się być chudsza od blaszki występującej bezspośrednio za nią (na zdjęciu). Pomimo wszechograniającej nas normalizacji (nie mylić z normalnością) tu udało się jednej firmie stworzyć tarczę zupełnie niekompatybilną z innym swoim flagowym produktem. Pomimo pełnej zgodności innych parametrów. Próbowałem oczywiście mariażu szlifierki kątowej i tarcz wszelkich, ale efekt na kaflach był żałosny. Trzeba było więc "pocienkować" tę nieszczęsną blaszkę. I tu kolejny problem. Śrubki, które według instrukcji służą do regulacji położenia tej blaszki okazały się być zupełnie nieodporne na korozję. Po ostrych walkach i zniszczeniu śrubek udało się w końcu tę blaszkę zdjąć i zeszlifować nieco. Zamontowanie blaszki nowymi śrubkami było łatwiejsze, choć trzeba było gwintownikiem potraktować dziurki po poprzednich śrubkach. Teraz maszyna znów tnie gresik jak masełko, więc od jutra cięcia ciąg dalszy. Mam nadzieję, że w temacie kafli przed kominek to już koniec przygód ;)



wtorek, 23 marca 2010

Wiosenne przesilenie.

Tak jak wspominałem w komentarzach, jeden weekend poświęciłem na urlop od prac nad kominkiem. Zamiast tego, pokruszyłem resztki pustaków i bloczków fundamentowych do utwardzenia "wjazdu" na działkę. Aby nie było, że nasz kominek jest zupełnie nieruszony, zeszlifowałem szpachlę na płytach g-k. Zaplanowałem sobie jeszcze ułożenie kafelek na podstawie kominka, ale ze zdumieniem i nieukrywanym żalem stwierdziłem, że pozostałe kafelki to te z kuchni i łazienki, a nie te sprzed kominka :( Specjalnej podróży po to nie chciało mi się robić, więc przełożyłem te prace na inny termin. Czy mi się gdzieś spieszy? Przecież trzeba się nacieszyć wiosną i podtrzymywać zainaugurowany przez nas niedawno sezon rowerowy ;)

środa, 3 marca 2010

Z ostatniej chwili....

Po przerwie związanej z zajęciem garażu przez gości od podbitki, prace nad kominkiem zostały wznowione ;) Bez spektakularnych osiągnięć, ale zawsze.

środa, 24 lutego 2010

Podbitka

Za oknem śnieg wciąż zdaje się pozostawać nieczuły na dodatnie temperatury, które ostatnio nawiedziły nasze okolice. Jego pokrywa z dnia na dzień staje się coraz mniejsza, jednak jeszcze kilka dni minie zanim biała kołderka na dobre zniknie nam z oczu. No i w sumie był to ostatni dzwonek, aby zawołać naszych dachowców, którzy nie stronią także od innych robót budowlanych, do zrobienia podbitki. Zawsze uśmiechnięty pan Paweł z ekipą zaczęli w czwartek (malowanie desek), a skończył we wtorek. Domek, od razu zyskał +5 do wyglądu ;) Do pełni szczęścia przydałoby się wyczyścić opierzenia na balkonach. Te zabrudzenia farbą elewacyjną nie wyglądają przepięknie.




wtorek, 16 lutego 2010

Zabudowa kominka - c.d.

Szkielet obudowy kominka dzielnie przetrwał do zeszłej soboty. Tego dnia zabrałem się za kontynuację dzieła. Na pierwszy ogień poszło przyklejenie wełny mineralnej do ściany i sufitu za pomocą kleju gipsowego. Potem poszły ścianki z płyt g-k i wypełnianie przestrzeni pomiędzy profilami wełną mineralną. I tak przez trzy kolejne dni. Obrobiłbym się w dwa dni, ale w sobotę prace mogłem rozpocząć dopiero po obiedzie. Największe zaskoczenie jakie przeżyłem to zużycie taśmy aluminiowej, służącej do łączenia płyt wełny mineralnej ze sobą. "Na oko" oszacowałem, że będzie mi potrzebne jakieś 20m, ale że w sklepie były tylko rolki 10m i 50m kupiłem tę większą. Nie starczyło. W poniedziałek musiałem dokupić jeszcze małą rolkę. Tak więc moje niedoszacowanie tego zasobu oscylowało w okolicach 300% ;) W obudowie zostało jeszcze wykończenie okienka przy wkładzie a potem można już wykańczać "na gotowo".

niedziela, 7 lutego 2010

Zabudowa domowego ogniska

Obudowę wanny i silikonowanie szpar zakończyłem zgodnie z założonym terminem. Niestety dopiero dzisiaj zmobilizowałem się do zrobienia zdjęć ;) Plama, którą widać na połaci na białej farbie, to niszczycielska działalność piątego znanego na naszej planecie żywiołu - dzieci ;) W pomieszczeniu tym została tylko do kupienia (co wcale nie jest takie proste jak mogłoby się wydawać) lub zrobienia szafki pod umywalkę, lustra, światełka i przycisk do toalety. Ale to w tzw. międzyczasie robienia obudowy kominka. Wczoraj zacząłem kontynuację pracy rozpoczętej przed położeniem podłóg. Stelaż już praktycznie zrobiony, muszę tylko dokupić cztery profile do płyt i będzie można zacząć kleić wełnę do ściany i wypełniać nią przestrzenie między profilami. Ktoś mógłby zapytać "po co Ci wełna przy kominku z płaszczem wodnym?". Tak, sam kominek już wełną jest obłożony i jest ona tylko lekko ciepła po długim grzaniu. Jednak dolot powietrza do kominka jest z zewnątrz i w chłodne dni pod kominkiem i w jego okolicy potrafi być naprawdę chłodno. Więc kładziona wełna ma nas zabezpieczyć nie tylko przed zbyt wysoką, ale też przed niską temperaturą, gdy w kominku rozpalone nie jest. Po drugie rura wylotowa też potrafi się solidnie rozgrzać. I jeśli o ogrzewaniu mowa ostatnia faktura miesięczna za gaz opiewała na kwotę 278zł przy średnim dziennym zużyciu gazu 3,83m3>. Oczywiście plus drewno do kominka.

P.S. W jednym z komentów ktoś prosił o podanie koloru farby w łazience. Jest to farba "wiśniowa czekolada" do kuchni i łazienek Dekoralu (Maleinak Plus satynowy). I od razu prośba, pytania wpisujcie pod aktualnymi komentarzami, ułatwi mi to odpowiadanie ;)




wtorek, 26 stycznia 2010

Zwiastun bliskiego końca (prac w łazience).

Kolejne dwa tygodnie zleciały jak z bicza strzelił. W końcu udało mi się dokleić brakujące płytki na obudowie wanny i wcisnąć między nie fugę. Niestety, z wykonawstwa jestem średnio zadowolony. Zabrakło albo doświadczenia (pierwszy obły kształt do kafelkowania) albo dokładności, choć nieśmiało skłaniam się ku stwierdzeniu, że jednego i drugiego. No ale cóż, do najbliższego remontu tak musi zostać. Dodam tylko, że "nasz" dotychczasowy kafelkarz, nieoceniony pan Mundek, którego fugi są równe do dziesiątych części milimetra, z pewnością wyśmiałby mnie nie zachowując przy tym krzty litości. Niestety jego terminarz jest zwykle zajęty na 3 kwartały naprzód. W ramach wykończeń zostało pomalowanie ściany, obłożenie silikonem szparek między kafelkami oraz powieszenie lustra i oświetlenia. Ach, zapomniałbym o przycisku do toalety. Tak do weekendu powinienem zrobić. Wtedy też zrobię fotkę(i) i zamieszczę ją(e) tu.
Potem na liście pierwsze miejsce zajmuje kominek.

środa, 13 stycznia 2010

Ogrzewanie - pierwsze obserwacje

No i znowu nie mam za bardzo co napisać ;) Co prawda przyciąłem kafelki na obudowę wanny, ale będę musiał jeszcze nad nimi trochę popracować. Tymczasem mogę napisać co nieco o ogrzewaniu. Nasz model ogrzewania polega na tym, że c.o. jest podczas naszej nieobecności podgrzewane za pomocą pieca gazowego. Nie mamy czujników temperatury (do założenia podczas najbliższego przeglądu pieca gazowego). Temperaturę na piecu mam ustawioną na 35-38oC w zależności od temeperatury na zewnątrz. Jak jesteśmy w domu dopalamy kominkiem c.o. i zarazem podgrzewamy c.w.u na wieczór i ranek dnia następnego. Przy czym do sylwestra dopalaliśmy brykietem drzewnym (przetestowane zostały kredka, kostka i wałki), a od sylwestra jedziemy na drewnie (podobno sezonowanym). I tak, do rzeczonego sylwestra zużycie gazu było na poziomie 64m3. Ilość spalanego brykietu oscylowała w okolicach 100kg/tydzień co dawało jakieś 80zł tygodniowo. Czyli można powiedzieć, że ogrzewanie domu w tych tygodniach wyszło jakieś 400zł/miesiąc. Po tym terminie (podwyższyłem też temperaturę na piecu do boajże 42o - i to chyba było główną przyczyną) w ciągu tygodnia zużyliśmy 50m3 błękitnego paliwa. No i trochę drewna (ciężko policzyć ile). Zakupiliśmy 4mp drewna i jeśli starczy nam na dwa miesiące, wyjdzie nam to finansowo mniej więcej tyle ile palenie brykietem (choć trzeba mieć na względzie, że w grudniu temperatury były niższe niż w poprzednie miesiące, więc i zużycie brykietu też mogłoby skoczyć do góry). Dodam tylko, że w domu mamy temperatury co najmniej 20oC, więc obalają wszelkie stereotypowe myślenie o posiadaczach domków, którzy zimą do oglądania tv wdziewają sweterki typu aspen ;) Co więcej, nasz dom jest w okolicy raczej obfitej w wiatry, a podbitka jeszcze czeka na realizację. Wiatry po domu oczywiście nie chulają, ale w wietrzne dni widać, że trzeba mocniej dać do pieca. Kolejne tygodnie zimy przed nami więc jeszcze sporo obserwacji do wykonania. Myślę, że na wiosnę zrobię jeszcze podsumowanie całego sezonu grzewczego. Aha, w komentarzach było pytanie o podłogówkę. Mi się podoba. W łazience to rewelacyjna sprawa i wystarcza do tego stopnia, że grzejnik rurkowy ustawiony głowicą na 20-21 stopni jest zimny. Ogólnie, w pomieszczeniach, gdzie jest podłogówka jest zupełnie ciepło, tylko trzeba pamiętać, że czas rozgrzewania się podłogówki jest dużo dłuższy od takiego czasu dla grzejników.

środa, 6 stycznia 2010

Wanna i jej obudowa

Przerwa świąteczna i związany z nią brak wpisów wcale nie oznaczały, że porzuciłem wykończeniówkę na dobre. Po kabinie prysznicowej kolej przyszła na dokończenie obudowy wanny. Udało mi się przykleić bloczki gazobetonowe, wyprofilować je i dokleić brakujące płytki na podłodze. Aha, fuga też spokojnie położyła się w szparach pomiędzy gresem ;) Niestety, nie mogłem na sieci znaleźć żadnego zestawu zdjęć jak się taką obudowę wanny robi i trochę improwizowałem. Sprawia wrażenie solidnej. Teraz tylko dociąć płytki, i przykleić... tylko... :D Poza tym przed nowym rokiem dojechało do nas ok. 4mp drewna do kominka. Aż zachciało mi się zbudować drewutnię :) Niestety, to musi poczekać na wiosnę/lato/