wtorek, 30 marca 2010

Rycerze miewali grube tarcze...

Od jakiegoś czasu czekaliśmy na lepsze temperatury, aby zaprosić speców od posadzek na nasz taras. Gdy już takie temperatury nastały panowie realizowali kolejkę takich samych jak my nieszczęśników. No i w końcu udało się. Nasz taras jest równiuteńki i nawet ma spadek we właściwą stronę ;) Podobnie z kawałkiem podłogi przed drzwiami wejściowymi. Czyli kolejne zadanie "do zrobienia" możemy odhaczyć.
Również wczoraj dojechało do nas kupione 8m dębu. Na razie zrzuciliśmy je na działkę zaprzyjaźnionego sąsiada, który na razie nie startuje z budową. Gdy jeszcze nie widziałem grubości tych szczapek drewna pomyślałem, że przeniosę je sobie z czasem. Na próbę wziąłem jeden kawałek, taki nienajwiększy i... w tym momencie wszystkie dobre pomysły przenoszenia drewna wyrzuciłem z głowy. I jeszcze dla pewności przykryłem okolicznym sianem, aby przypadkiem znowu na nie nie wpaść. Teraz czeka mnie zabawa w drwala tudzież realizacja projektu o wdzięcznej nazwie "zachodniopomorska masakra piłą mechaniczną".
No i wreszczie sprawa kafelek przy kominku a właściwie maszyny do ich cięcia. Swego czasu, oryginalna tarcza w takiej maszynie zasłużyła na wieczny odpoczynek. Zarzuciłem więc tobołek na ramię i ruszyłem przez góry i lasy do marketu budowlanego, aby nabyć nową. Oczywiście znałem wszelkie średnice i inne parametry. Co więcej, po krótkiej, aczkolwiek treściwej rozmowie ze sprzedawcą, który wytłumaczy wszystko każdemu, wziąłem nawet nienajgorszą tarczę z tym samym logo co całe ustrojstwo. Powrót, szybki montaż, cięcie kafli i... klops. Tarcza okazała się być chudsza od blaszki występującej bezspośrednio za nią (na zdjęciu). Pomimo wszechograniającej nas normalizacji (nie mylić z normalnością) tu udało się jednej firmie stworzyć tarczę zupełnie niekompatybilną z innym swoim flagowym produktem. Pomimo pełnej zgodności innych parametrów. Próbowałem oczywiście mariażu szlifierki kątowej i tarcz wszelkich, ale efekt na kaflach był żałosny. Trzeba było więc "pocienkować" tę nieszczęsną blaszkę. I tu kolejny problem. Śrubki, które według instrukcji służą do regulacji położenia tej blaszki okazały się być zupełnie nieodporne na korozję. Po ostrych walkach i zniszczeniu śrubek udało się w końcu tę blaszkę zdjąć i zeszlifować nieco. Zamontowanie blaszki nowymi śrubkami było łatwiejsze, choć trzeba było gwintownikiem potraktować dziurki po poprzednich śrubkach. Teraz maszyna znów tnie gresik jak masełko, więc od jutra cięcia ciąg dalszy. Mam nadzieję, że w temacie kafli przed kominek to już koniec przygód ;)



2 komentarze:

Anonimowy pisze...

krucabomba to chyba mamy te same maszyny :) tacim

Sabinka pisze...

Kibicuję Wam. My na razie na etapie kupna działki, ale blisko coraz bliżej. Dzięki za tą dokumentacje z budowy i czekam na więcej