Deszczowa pogoda w ostatnich dniach pokrzyżowała mi trochę szyki. Po pierwsze, nie udało się dokończyć panu od przypór klejenia klinkieru. Po drugie miałem nadzieję na szybsze skończenie równania terenu, gdyż chciałbym zdążyć z trawnikiem przed mocnymi upałami. Równanie terenu udało mi się dokończyć dopiero w ten weekend. Jestem już też po ocenach p. Tomasza - ogrodnika, który rzucił swoim, fachowym okiem na moje wypociny. Pochwalę się tu zupełnie nieskromnie, że według niego robota została wykonana profesjonalnie :) Wczoraj można było przystąpić do kolejnego etapu, czyli nawiezienia kilkucentymetrowej warstwy czarnoziemu na uprzednio przygotowane podłoże. Transport ok. 18t ziemii udało się zorganizować błyskawicznie, jeden telefon w okolicy południa, krótka aczkolwiek konkretna rozmowa z panem ziemianinem i krótko po 17 dwie hałdki ziemii były już moją własnością. Teraz zostało ją tylko rozprowadzić po terenie według wcześniej narysowanego schematu przez ogrodnika. Zgodnie z powiedzonkiem, że takich trzech jak nas dwoje to nie ma ani jednego, zabraliśmy się z małżonką za rozwożenie ziemii po naszym podwórku. Kawałek który widać na zdjęciach to niecała godzinka pracy, więc jak tylko pogoda dopisze, a ilość tej ziemii będzie wystarczająca, sianie trawy w weekend jest jak najbardziej realne ;)
czwartek, 27 maja 2010
niedziela, 9 maja 2010
Rolingstonsi
Podczas naszej ostatniej rozmowy z ogrodnikiem, który nam robił część ogrodzenia ale i doradza w zakresie zagospodarowania terenu zmobilizował mnie do założenia trawnika jeszcze przed latem. Teren, który co prawda wygląda na dość równy w istocie takim nie jest i przed nawiezieniem ziemi żyznej trzeba go sprawnie wyrównać. W miejscach, gdzie budowlańcy zrzucali piasek płukany trzeba było go wymienić na grunt rodzimy. Tak więc ostatnie dni mocniej zaprzyjaźniłem się ze szpadelkiem, taczką i grabkami. Nie przeszkadzają mi nawet ostatnio, okazyjne odwiedziny przelotnych opadów deszczu. Praca strasznie męcząca nie jest, aczkolwiek zajmuje centralne miejsce w zbiorze prac mozolnych. Chyba idę w dobrym kierunku, bo jeden z sąsiadów (mający całą operację przed sobą) przyrównał powierzchnię gruntu do stolnicy ;) Zobaczymy jeszcze co na ten temat powie ogrodnik. Może dostanę jakąś trójkę z plusem ;) W międzyczasie pojawił się chętny człowiek, do wyłożenia przypór i słupa klinkierem. Jego oferta, nie dość, że jedyna to okazała się całkiem niezła, więc wygrał przetarg i w wolnej chwili wpada upiększać nasze "piramidki".
Jakiś czas temu, gdy na naszą działkę przyjeżdżała ziemia, poprosiłem koparkowego, żeby przeniósł jeden z głazów przed dom. Zadanie wykonał celująco. Tzn. wycelował ale nie w to miejsce, o które mi chodziło a że mnie podczas tej operacji nie było, poprawić się nie dało ;) Podczas równania terenu wpadłem na pomysł, żeby tylko spróbować, czy owego kamyczka nie da się przesunąć tak metr, półtora w stronę domu. Wtedy byłby w tym miejscu, gdzie chciałem go od początku. Zadanie, na pierwszy rzut oka wydawało się niewykonalne, ale jak powiedział kiedyś Archimedes "dajcie mi punkt podparcia a poruszę Ziemię". Uzbroiliśmy się z małżonką w dwie kłody, kamień większy i dwa mniejsze i podjęliśmy próbę. Na nasze nieszczęście kamień drgnął. Nieszczęście, bo gdyby nie drgnął to zostawilibyśmy go w spokoju i zamówili jakąś koparkę. Po jakiejś godzince prób głaz leżał już na plecach, a stąd już tylko chwilka i ów przewrócił się znów płaską podstawą na ziemię. Potem wyrównaliśmy teren i oddaliśmy się totalnemu relaksowi.
Jakiś czas temu, gdy na naszą działkę przyjeżdżała ziemia, poprosiłem koparkowego, żeby przeniósł jeden z głazów przed dom. Zadanie wykonał celująco. Tzn. wycelował ale nie w to miejsce, o które mi chodziło a że mnie podczas tej operacji nie było, poprawić się nie dało ;) Podczas równania terenu wpadłem na pomysł, żeby tylko spróbować, czy owego kamyczka nie da się przesunąć tak metr, półtora w stronę domu. Wtedy byłby w tym miejscu, gdzie chciałem go od początku. Zadanie, na pierwszy rzut oka wydawało się niewykonalne, ale jak powiedział kiedyś Archimedes "dajcie mi punkt podparcia a poruszę Ziemię". Uzbroiliśmy się z małżonką w dwie kłody, kamień większy i dwa mniejsze i podjęliśmy próbę. Na nasze nieszczęście kamień drgnął. Nieszczęście, bo gdyby nie drgnął to zostawilibyśmy go w spokoju i zamówili jakąś koparkę. Po jakiejś godzince prób głaz leżał już na plecach, a stąd już tylko chwilka i ów przewrócił się znów płaską podstawą na ziemię. Potem wyrównaliśmy teren i oddaliśmy się totalnemu relaksowi.
Subskrybuj:
Posty (Atom)