niedziela, 4 stycznia 2009
Koza udomowiona.
Wczoraj postanowiliśmy zabezpieczyć okna przed szkodliwymi działaniami murarzy, tynkarzy i innej maści mistrzów kielni i młotka. W tak zwanym międzyczasie, wpadł w odwiedziny dekarz i włożył skrzydła okien połaciowych oraz zamontował wylot z komina dymowego. Mogliśmy tym samym wstawić do salonu, w miejsce kominka, pożyczony piecyk, dumnie zwany kozą. Pozwoliło to nam podnieść temperaturę w pomieszczeniach na dole domu. Co prawda do momentu zamurowania dziur pod oknami i ociepleniu połaci dachowych ciepło będzie zmykało w zastraszającym tempie, tym niemniej zawsze to trochę cieplej. Przynajmniej można sobie ogrzać dłonie :) Jest to o tyle pomocne, gdyż w czasie, gdy piszę te literki, nasze ścianki działowe pną się do góry. Jutro mają być skończone i, z tego co widać było dzisiaj na budowie, tym razem powinno się udać.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz