sobota, 1 listopada 2008

Schody - ale nie takie do wchodzenia.

Ostatnie dni obfitowały w niezbyt przyjemne wydarzenia. W środowe południe mieliśmy awarię w skrzynce energetycznej i chłopaki nie za bardzo mieli jak kontynuować pracę. Naprawa była możliwa dopiero późnym popołudniem. Przez caly czwartek padał dość mocny deszcz i prawdopodobnie to (chociaż po tym co działo się w dniu następnym średnio w to wierzymy) było powodem że na budowie nie wydarzyło się zbyt wiele. A już apogeum naszych nerwów nastąpiło w piątek. Podczas wizyty na budowie Anetta stwierdziła, że do pracy stawił się 1 (słownie: jeden) człowiek. Po szybkim telefonie z naszej strony z wyrazami niezadowolenia, dotyczącego ogromnych rozbieżności w planowanym końcu i stanem faktycznym (dom miał stanąć w 1,5 miesiąca, a to co mamy dziś osiągneliśmy po dwóch miesiącach) byliśmy umówieni na budowie w celu złożenia wyjaśnień przez szefa ekipy. Jak bardzo feralny, wręcz czarny był to piątek dla ekipy dowiedzieliśmy się kilkadziesiąt minut później. Szefowi rozchorowała się teściowa i musiał czekać na pogotowie, więc nie mógł przyjechać na budowę aby opowiedzieć nam o tych niesamowitych przyczynach takiego opóźnienia. Chłopaki, którzy, mieli pracować mieli niewiarygodne problemy z akumulatorem i dojazd na budowę graniczył z niemożliwością. Gość, którego do niedawna określałem jako pasjonata, nagle stał się człowiekiem niezwykle wątłego zdrowia. Może w tym co nam powiedzieli jest jakiś cień prawdy, ale niestety nie mamy lat nastu, żeby bezgranicznie wierzyć w tak idealnie nieszczęśliwy splot okoliczności. Zwłaszcza u budowlańców. W ostatnim tygodniu ten człowiek, który pojawiał się na budowie zasługuje na nasz szacunek. Tylko dzięki niemu możemy powiedzieć, że na budowie coś się dzieje. Wokół domu, za jego sprawą, pojawiły się dwie kolejne podstawy przypór. I na tym praktycznie lista sukcesów naszej ekipy w ostatnich dniach się kończy. Po naszych stanowczych telefonach obiecano nam rzucenie na naszą budowę pięciu chłopaków (co, de facto, miało nastąpić chyba ze 3 tygodnie temu) i zalanie stropu w środę. Zresztą innego wyjścia nie mają, bo na ten dzień mają zamówiony beton i pompę do tegoż. A to czy będą robić nocki czy dadzą sobie radę w jakiś inny, cudowny sposób obchodzi nas raczej nie bardzo. Nasz domek po dzisiejszym dniu wyglądał tak:



3 komentarze:

Cobra pisze...

WItajcie :) Pytanie dotyczące tego nie profesjonalizmu ze strony budowlańców. Nie możecie domagać się żadnego zadośćuczynienia przez te przeciągające się terminy? czy np UOKiK nie może nic w tej sprawie zrobić ( słyszałem przypadki gdzie ekipa nie wywiązała się z umowy i właściciele mogli wynająć inną ekipę aby po tamtych poprawili, a ekipa która nie wywiązałasię musiała za tę drugą zapłacić )
Pozdrawiam

Robert pisze...

Pożyjemy, zobaczymy... Na razie muszą dokończyć dzieło.

Cobra pisze...

no fakt, lepszy wróbel w garści :)
ja chyba będe startował w marcu z Bellą, mam nadziejęże teżmi się uda :) Ja sporopozmieniałem - dołożyłem piwnice i paręinnych rzeczy) w każdym bądź razie gratuluje i życzę powodzenia. Aż miło popatrzeć jak się mury pną do góry